Jakiś czas temu mieliśmy do czynienia z kolejną burzą w mediach społecznościowych. Mniejszą niż w przypadku wspominanej niedawno mody na brzydotę, bo rozgrywającą się w tej konserwatywnej – a więc mniej licznej – części Instagrama. Mianowicie, pewna kobieta – żona i matka – napisała, że w jej małżeństwie to mąż podejmuje decyzje, a jej taki podział ról bardzo się podoba. Co więcej, bardzo się cieszy, że sama wybrała sobie inteligentniejszego od siebie partnera. Natychmiast zalała ją fala w dużym stopniu negatywnych komentarzy ze strony zarówno stałych obserwatorek, jak i kobiet o mniej konserwatywnych poglądach, które na jej profil przygnało oburzenie z powodu głoszenia publicznie tak zaściankowych poglądów.
Tymczasem celem autorki było podkreślenie, że po pierwsze – podział ról w małżeństwie bywa różny, a po drugie – to całkowicie normalne, że w ramach tego podziału każdy może robić to, w czym jest najlepszy i do czego predysponują go jego talenty i cechy charakteru. Z postulatem tym jak najbardziej powinny zgodzić się feministyczne środowiska – byłoby nierozsądnym sądzić, że w związku równorzędni partnerzy powinni wykonywać domowe obowiązki dokładnie po połowie – ja zmywam naczynia po sobie, ty po sobie, ja piorę swoje ubrania, ty pierzesz swoje i tak dalej. Korzystniej byłoby wziąć pod uwagę nasze umiejętności, preferencje i dostępność czasu. Bywa jednak, że musimy dostosować się do innych, niezależnych od nas czynników – chociażby tego, że tylko matka jest w stanie karmić dziecko piersią i żaden mąż nie jest w stanie odciążyć jej w tej czynności nawet w dziesięciu procentach.
Tym, co najbardziej zabolało tę „wyzwoloną” część czytelniczek, był zapewne fakt, jak podział obowiązków wygląda u autorki posta. To ona prowadzi dom i na co dzień opiekuje się dziećmi, natomiast jej mąż pracuje zawodowo i podejmuje decyzje — czy to dotyczące dalekosiężnych planów na życie całej rodziny, finansów, a może większych inwestycji? Tego nie wiemy. Jednak osoby, które z taką agresją zareagowały na wspomniany wpis, zapewne przyjmują z góry, że tego rodzaju podział ról jest dla kobiety uwłaczający, ponieważ stawia ją na poziomie osoby głupszej, mniej ambitnej i posiadającej mniejsze umiejętności.
To nieprawda. Osoby, które przynajmniej przez kilka godzin miały przyjemność opiekować się dziećmi – swoimi czy też cudzymi – powinny doskonale zdawać sobie sprawę, że codzienność matki zajmującej się domem to praca na więcej niż jeden etat (o tym, że bycie Panią Domu jest powodem do dumy pisaliśmy tutaj). Współczesne feministki wiele mówią o prawie do wyboru, można jednak odnieść wrażenie, że niektóre podejmowane w rzekomej wolności decyzje swoich koleżanek uznają one za bardziej słuszne, a inne za mniej. Wydaje się, że ich zdaniem kobieta korzysta z prawa do wyboru, kiedy podejmuje decyzję o dokonaniu aborcji, jednak kiedy postanawia zrezygnować z kariery zawodowej i oddać się wychowaniu dziecka – wówczas ulega patriarchalnym schematom, pozostaje pod szkodliwym wpływem swojego męża i jest niesamodzielna.
Taka postawa nie wynika często ze złej woli. Kobiety odmawiające innym przedstawicielkom swojej płci prawa do decyzji są często ofiarami powszechnego dziś kultu samorozwoju. Zewsząd bombardują je motywacyjne teksty i reklamy, zgodnie z którymi powinny być pewne siebie i asertywne. Co więcej, w momencie w którym zaczynają szukać swojego miejsca na rynku pracy, uczą się, że w czasie rozmowy kwalifikacyjnej dobrze jest trochę podkoloryzować swoje umiejętności, bo tylko tak może wybić się ponad tłum innych kandydatów, którzy przecież na pewno nie grają czysto. Nie pomagają też treści produkowane przez środowiska najbardziej wojujących feministek, które mężczyznę przedstawiają jako ich największego wroga, marzącego jedynie o tym, żeby swojej koleżance odebrać szanse na awans, godność i poczucie wartości. Młodej kobiecie, która wzrasta wśród tego rodzaju komunikatów, przyznanie że ktoś – czy to partner, czy to jakikolwiek mężczyzna – miałby być mądrzejszy od niej, burzy cały światopogląd. Często dzieje się dlatego, że swoje poczucie wartości buduje ona na niewłaściwych fundamentach – na poczuciu bycia docenianą i akceptowaną przez środowisko, zamiast na uświadomieniu sobie swojej przyrodzonej godności istoty ludzkiej. Tymczasem nie ma nic złego w uświadomieniu sobie, że w pewnych rzeczach jest się lepszym, a w innych gorszym. Wręcz przeciwnie, takie stanięcie w prawdzie przed samym sobą, przyjrzenie się swoim cechom charakteru oraz słabym i mocnym stronom, pomaga nam naprawdę się rozwijać.
Jest jeszcze inna przyczyna. Wiele współczesnych kobiet czuje zagrożenie na myśl o perspektywie oddania mężczyźnie sterów w związku nie z jakiejś nieuzasadnionej nienawiści do całego męskiego rodzaju, a z lęku przed rozczarowaniem i zawodem. Boją się, że partner zachłyśnie się powierzoną mu odpowiedzialnością tak bardzo, że przejmie w związku władzę niemal autorytarną, a nawet – że zacznie kontrolować życie swojej partnerki, a kiedy się znudzi, po prostu ją opuści. Tego rodzaju lęk nie bierze się znikąd i z pewnością ma uzasadnienie w obserwacjach, a często również doświadczeniach odczuwających go kobiet.
Nie ulega wątpliwości, że tezy o obecnym kryzysie męskości nie są przesadzone. Jest bardzo wielu mężczyzn, którzy nie potrafią przejąć odpowiedzialności za rodzinę. Trudno znaleźć rozwiązanie tego problemu. Prawda jest jednak taka, że warto szukać mężczyzny odpowiedzialnego, bo odpowiedzialny mężczyzna nigdy nie wykorzysta powierzonej mu władzy w sposób szkodliwy dla swojej kobiety.
Słowa te dla osób niewłaściwie je rozumiejących stanowią argument potwierdzający, jak słabą pozycję przyznaje kobietom Kościół katolicki. Tymczasem jest wręcz przeciwnie – zacytowany fragment oznacza, że wyjściowym punktem w małżeństwie jest bezwarunkowa miłość męża do żony. Jeżeli ten warunek będzie spełniony, kobieta nie powinna bać się powierzyć swojemu partnerowi ważnych decyzji co do ich wspólnej przyszłości.
Inną sprawą jest, że kobieta decydująca się na bycie panią domu powinna mieć w ręku jakiś fach, który pomoże jej utrzymać siebie i dzieci w razie różnych nieprzewidzianych wydarzeń. Warto też pamiętać, że kobiety mogą pełnić w społeczeństwie różne role – matki, przedsiębiorcy, nauczycielki, czy lekarza. Jeżeli tylko wybranie dla siebie którejś z nich wynika z właściwego, świadomego rozeznania swojego powołania, jest to zapewne najlepsza dla niej decyzja i nie powinna być krytykowana.