Wiara

Zagubiona w Wielkim Poście

W Środę Popielcową poszłam do kościoła, aby posypać głowę popiołem. Tak jak nakazał ksiądz z ambony, pościłam tego dnia, czyli nie jadłam zbyt dużo, a już na pewno nie jadłam mięsa! Tak dla mnie, jak i dla wszystkich katolików, zaczął się kolejny Wielki Post.

Co to oznacza? Że czas na kolejne postanowienia. Może w tym roku zrezygnuję ze słodyczy i alkoholu? Albo wiem! W każdy piątek nie będę jadał mięsa! I pójdę w piątek do kościoła na Drogę Krzyżową, a w niedziele na Gorzkie Żale. Postaram się też trochę więcej modlić niż zazwyczaj… Może nawet wpadnę kiedyś do kościoła na Adorację. W parafii na pewno zorganizują rekolekcje, więc jak mi się uda, to się na nie wybiorę. A, tak — i koniecznie pójdę do spowiedzi, bo to ważne. Na początku i na końcu. Pod koniec jeszcze będzie Triduum i Rezurekcja. Czy tak właśnie powinien przebiegać mój Wielki Post?

Z pewnością, ale czegoś mi w tym wszystkim brakuje. Z pewnością to, że pójdę częściej do kościoła, będzie dla mnie pożyteczne i zbawienne, ale czy to wszystko? Czy powtarzanie tych samych czynności co roku bez głębszej refleksji i zastanowienia się nad nimi ma sens? Czy będzie to po prostu kolejny post w moim życiu? Co mam więcej zrobić? Czy to wszystko, co mogę zrobić? To się zazwyczaj słyszy – módl się więcej, chodź do kościoła i do spowiedzi. Ale co zrobić, aby to był Mój Wielki Post? Post, który odmieni mnie wewnętrznie i przygotuje na najważniejszy moment w życiu, czyli ponowne przyjście Pana. I który ze mną zostanie na dłużej.

Zastrzegam! To wszystko jest ważne, ale co zrobić, gdy chce się czegoś więcej? Gdy chce się całkowicie i w pełni wykorzystać ten czas? Nie podam wam na to jednej odpowiedzi, która będzie dobra dla każdego. Sądzę, że ten element zagubienia, który prowadzi do poszukiwania, jest bardzo istotny. Do naszego, własnego poszukiwania. Ja chcę spróbować zbliżyć się do Pana Boga, ale nie tylko odwiedzając go częściej w kościele i słuchając (z przykrością to muszę przyznać) kolejnego kazania, które mnie nie rozwija duchowo. Chcę podjąć lekturę duchową. Nie tylko „Siejmy”, nie tylko „Idziemy” czy „Gościa Niedzielnego”. Nie tylko Biblii, bo ją już czytam codziennie (jak nie czytacie, to w sumie może być dobra droga dla was do podjęcia – codzienna lektura Słowa Bożego). Chcę czytać więcej o Bogu, o ludziach, którzy byli blisko niego. Ja na pewno wrócę do lektury „Dzienniczka” siostry Faustyny i do pism błogosławionego (w końcu!) kardynała Stefana Wyszyńskiego. Pojadę również na rekolekcje wyjazdowe, weekendowe, które pozwalają oderwać się od codziennej rutyny. Będę też starała się więcej o Nim myśleć. Ale co istotne, chcę, aby to wszystko ze mną zostało po tych czterdziestu dniach. Nie chcę, aby wszystko wróciło do punktu zero, wraz z Wielkanocą. Sądzę, że to jest największy cel do osiągnięcia! Aby Wielki Post tak mnie przemienił wewnętrznie, że po jego zakończeniu będę bliżej Boga, że po Wielkanocy nie przestanę czytać lektur duchowych, chodzić na Adoracje i pierwsze piątki miesiąca. Mam nadzieję, że ten Wielki Post tak po prostu się nie zakończy w mojej duszy, tylko będzie mnie umacniał na dalszej drodze.

Co jeszcze mogę zrobić? Co wszyscy razem możemy zrobić, aby nie zgubić się w tym czasie, ani aby nie zgubić tego czasu?