Katolicy niezwykle często postrzegani są w oczach świata jako głupcy, jako ciemnogród. Znacie to? Kiedy przyznajecie się do wiary i spotykacie uśmiechy pełne pobłażliwości? No tak, wy sobie tak myślicie i nie znacie prawdziwego życia. Bo nie chcemy być „postępowi”, robić kariery po trupach, zarabiać milionów poprzez nieuczciwe praktyki i marnujemy cenny czas na chodzenie do kościoła i modlitwę (właściwie, nie wiadomo po co?). Ludzie nauki, światli, którzy doskonale wiedzą, jak działają prawa fizyki i biologii przecież doskonale wiedzą, że to siły natury rządzą ziemią, a nie jakaś siła metafizyczna. Wszyscy wiedzą, że w życiu liczy się przede wszystkim sława, kariera i pieniądze. Czy nie jesteśmy zatem, w oczach świata, jak ci głupi bracia z baśni sprzed tysiącleci?
Każdy zna chociaż jedną wersję baśni o trzech braciach. Jeśli jej nie pamiętacie, to mogę ją wam w skrócie przypomnieć (w myśl badań strukturalistycznych, że wszystkie baśnie są zbudowane na tej samej zasadzie i różnią się jedynie szczegółami)
Baśń o trzech braciach i wodzie żywej
Stary ojciec miał trzech synów: dwóch mądrych i jednego, najmłodszego, głupiego. Podczas gdy dwaj starsi bracia zajmowali się gospodarką i oszczędzali każdy grosz, najmłodszy z nich rozdawał wszystko co miał. Nie przepuścił żadnego żebraka, aby nie dać mu chociaż ostatniego grosza. Dbał o wszystkie zwierzęta i o każdego, kto potrzebował pomocy. Martwił się tym bardzo stary ojciec, a bracia śmieli się z niego i dokuczali mu na każdym kroku, ale głupi nic sobie z tego nie robił.
Pewnego dnia ojciec zachorował i śmierć już stała przy jego łóżku. Dwaj starsi bracia wezwali lekarzy, a głupi udał się do kościoła pomodlić za duszę ojca. Gdy z niego wychodził biały gołąbek zawołał go ze szczytu krzyża na cokole kościoła: „Jasiu, Jasiu, jeśli chcesz pomóc ojcu, to udaj się do źródełka po wodę życia, ale pamiętaj, co by się nie działo, idź prostą drogą, nie bierz niczego ze sobą i nigdy nie oglądaj się za siebie”. Jaś grzecznie ukłonił się gołąbkowi i wrócił do domu. Powtórzył braciom, czego się dowiedział, a oni uradzili, że najstarszy z nich zaraz uda się na poszukiwania zabierając ze sobą konia i miecz.
Minął tydzień, a brat nie wrócił. Wtedy drugi, z mądrych, wyruszył w jego ślady zabierając ze sobą złoto i uczone księgi, ale i on nie wrócił po tygodniu. Wtedy i Jaś chciał udać się w drogę. Wszyscy kręcili na to głowami, mówiąc między sobą: „Dwóm mądrym się nie udało, a głupiemu ma się udać?”. Jaś jednak nic sobie z tego nie robił i poszedł w świat bez niczego.
Idzie sobie Jaś prostą drogą, aż tu nagle, widzi gołąbka. Popatrzył w niebo, przeżegnał się i poszedł w ślad za ptaszkiem. Idzie, idzie, głodny jest, nogi go bolą, a tu słyszy tuż za sobą wołanie: „Jasiu! Tutaj, karczma jest tuż za rogiem, nakarmimy cię i odpoczniesz sobie”. Zaburczało Jaśkowi mocno w brzuchu, ale spojrzał w niebo, zobaczył gołąbka, przypomniał sobie jego przestrogi i poszedł dalej.
Idzie Jaś i idzie, a tu góra wielka i stroma przed nim. Podrapał się w głowę i słyszy za sobą głosy: „Tu na prawo jest ścieżka dogodna, nie zmęczysz się nią idąc”. Ale Jaś, pomny na przestrogi, podwinął nogawki i już chciał się wspinać, gdy wtem przyleciał do niego piękny, ogromny orzeł i powiada: „Jasiu, zawsze byłeś dobry dla mnie i moich małych braci, siądź na mnie, a zabiorę cię na sam szczyt góry”. Jaś pięknie mu podziękował i już po chwili był na górze. A tam, piękna wierzba płacząca i źródełko wody.
Uklęknął Jaś, przeżegnał się i ślicznie Bogu podziękował. Już miał zanurzyć ręce w wodzie, gdy nagle małe, złote rybki do niego przemówiły: „Jasiu, Jasiu, nie czerp wody gołymi rękoma. Za to, że nigdy nas nie skrzywdziłeś, pomożemy Ci. Tam, pod drzewem jest saganek, nim napełnij wodę i ułam gałązkę z wierzby, aby nią pokropić ojca i wszystkich w kamień zamienionych”. Jaś ślicznie podziękował, wziął wody w saganek, urwał gałązkę i odwraca się gotowy ruszyć w daleką drogę do domu.
A tam dziwy co nie miara! Prosta droga, chatka ojca w zasięgu wzroku, a po drodze bardzo dużo ludzi zamienionych w kamień. Pokropił Jaś każdy posąg, który zaraz się w człowieka zamieniał. Tak powrócił głupi Jaś do domu z braćmi i orszakiem, który ogłosił go królem i oddał mu rękę swojej księżniczki. I tak z Bożą pomocą, żył Głupi Jaś długo i szczęśliwie.
Tym głupim Jasiem jesteśmy właśnie my, katolicy.
Badacze baśni i baśniowości zgodnie (a w niewielu sprawach się zgadzają) twierdzą, że postać głupiego brata, jak sami czujemy, wcale nie jest głupia. Najmłodszy z rodziny jest prostoduszny i dobry. Stawia potrzeby innych ponad swoje, nie chowa do nikogo urazy i pomaga każdemu. To dlatego, potrafi się dzielić z innymi, tym co ma i tym samym zyskuje przyjaciół. Zwierzęta są mu przychylne, bo nigdy ich nie krzywdzi. Z tego powodu dają mu dobre rady i wskazówki, których głupi brat nie poddaje w wątpliwość, tylko za nie dziękuje i się do nich stosuje. Pomimo tego, że bracia mu dokuczają i go wyśmiewają, nie mści się na nich. Mógłby ich przecież pozostawić zamienionych w kamień, ale on zamiast tego im pomaga. Baśnie dążą do uproszczenia fabuły i prezentacji postaci poprzez ich działanie, a nie myśli. Czytelnik, więc nie ma pojęcia, co Jaś myśli na temat swojej rodziny, ale sądząc go po czynach, można wnioskować, że nie chowa nienawiści, ani urazy w sercu. Z prostotą i pokorą przyjmuje swój los, nie pozwala aby okrutny świat, przeciwności losu, czy ludzka nieżyczliwość go zmieniła. Trwa w swojej dobroci cały czas. Jest głupi w oczach innych, ale i czy my również nie jesteśmy?
Bądźmy głupi jako katolicy i nie zwracajmy uwagi na to, jak bardzo świat stara się nas zmusić do tego, abyśmy zmądrzeli.